Nierozerwalni > Dziecko > Chcesz budować bliskie relacje z dzieckiem? Zacznij mówić w języku…Żyrafy

Chcesz budować bliskie relacje z dzieckiem? Zacznij mówić w języku…Żyrafy

single image

Na rodzicielstwo można patrzeć jak na formę przywództwa, które możesz budować na autorytecie albo na autorytarności. To ty wybierasz czy jesteś dla swoich dzieci przewodnikiem, który buduje z nimi bliskie więzi, relacje oparte na zaufaniu i kontakcie czy wybierasz pozycję dominacji, rozłączenia pt. „Ja wiem lepiej i powiem Ci, co masz robić” – mówi Dorota Czajkowska, mama trójki dzieci, trenerka komunikacji empatycznej, psycholog

 

I.P.: Jaki udział procentowy mają według Ciebie słowa w budowaniu najbliższych relacji?

D. C.: Procentowo? Nie mam pojęcia! Słowa oczywiście mają znaczenie – w relacjach mogą zbliżać lub oddalać. Ruth Bebermeyer pisała „Słowa to okna, a czasem mury. Ale przed i za słowami jest nasza świadomość – tam się zaczyna zmiana myślenia i języka. Intencja z jaką wchodzimy w kontakt jest kluczowa. Co więcej, nie komunikujemy się tylko werbalnie, ale i przez ton głosu, tempo mówienia, wyraz twarzy, postawę ciała, moment, w którym słowa się pojawiają. Milczenie również może być bardzo wymowne. Przychodzi mi na myśl takie łacińskie przysłowie „Rem tene, verba sequentur”: „trzymaj się rzeczy (treści), słowa same przyjdą”. Tą „rzeczą”, sednem według Marshalla B. Rosenberga, twórcy Porozumienia bez Przemocy, są uczucia i potrzeby, własne i innych osób. Jeśli będziemy kierować na nie swoją uwagę, znajdzie to odzwierciedlenie w naszych słowach, a to z kolei da nam większe szanse na tworzenie bliskich relacji opartych na porozumieniu.

Większość współczesnych rodziców zostało wychowanych na sloganie: „Dzieci i ryby głosu nie mają”. Ich rodzice zdecydowanie częściej mówili im, kiedy należy milczeć niż jak wyrażać siebie – swoje potrzeby i uczucia.

Rodzice poprzedniego pokolenia przekazywali swoim dzieciom mnóstwo komunikatów dotyczących tego, co i jak trzeba robić, a czego robić nie wolno. Doprowadziło to do zaniedbania wymiaru wewnętrznego. Myślę, że właśnie na tym polega krzywda wychowania jakie przeważnie dostaliśmy – zabrakło przestrzeni na kształtowanie samoświadomości. Jest wielu ludzi, którzy nawet nie wiedzą, że mogą coś czuć, czegoś chcieć, na tej podstawie wybierać, a nie tylko na podstawie jakichś zewnętrznych norm. Bo dzieci muszą być jakieś. Zazwyczaj grzeczne i posłuszne (nota bene zdaniem Rosenberga „nagrodą za grzeczność jest depresja” i przy dzisiejszej skali tego zjawiska jest to raczej nieśmieszny żart). Chyba rzeczywiście na drodze rozpoznawania emocji, potrzeb, świadomego używania języka uczymy się niemal od zera.

I jak nam idzie?

Współczesne czasy mają swoje wyzwania – mimo zdecydowanie większej świadomości w tym zakresie, łatwo dostępnych danych naukowych, przekonujących jak ważne dla rozwoju dziecka jest uwzględnianie przez opiekunów jego perspektywy czy możliwości uczestnictwa w szkoleniach dla rodziców i wykładach online – żyjemy pod naporem wielu trudnych do przetworzenia bodźców. Przez to wychodzimy ze stanu uważności, włączamy automatycznego pilota, tryb zadaniowy i walczymy o przetrwanie.

Tam, gdzie walka o przetrwanie, nieustanny pośpiech, tam też może pojawić się przemoc słowna?

Niestety tak. Przemoc słowna to nie tylko powiedzieć o kimś obelżywe słowo. Wyraża się ona we wszystkich ocenach, osądach o sobie samych i innych. Te zaś wynikają z naszych przekonań o tym jaka jest np. dobra matka, co dzieci powinny, co powinno się robić w jakiejś sytuacji i tym podobne. I to one sprzyjają pojawianiu się przemocy słownej, a nawet już są formą przemocy, bo brak tu miejsca na „A jak ty byś chciała? Co czujesz? Co jest dla ciebie ważne?” – po prostu na świadomość siebie i możliwość wyboru. Dla mnie sednem przemocy w ogóle jest to, że jest jakaś nierównowaga w uwzględnianiu potrzeb którejś ze stron. Może to iść w stronę zależności, gdzie ktoś ma przekonanie „Twoje potrzeby są ważne, moje są mniej istotne albo w ogóle nieistotne” lub niezależności. W takim przypadku ktoś myśli: „Ja nie zajmuję się Twoimi potrzebami. Skupiam się na swoich”.

Prowadzisz warsztaty komunikacji empatycznej, sposobu porozumiewania się, który pomaga zobaczyć i uznać wzajemnie swoje perspektywy.

Zupełnie inna jakość powstaje w relacji, w której istnieje współzależność (nie mylić ze współuzależnieniem!) – obie strony dostrzegają wzajemny wpływ i uznają za ważne zarówno swoje potrzeby jak i potrzeby partnera. Szukają więc takich rozwiązań, które by wszystkie te potrzeby uwzględniły. Jeśli w bliskich relacjach przez dłuższy czas panuje tu nierównowaga, to tracą obie strony. Kiedy jedna strona dąży do tego, żeby tylko jej potrzeby były zaspokojone, a potrzeby drugiej strony pomija, albo jeśli ktoś chce realizować swoje potrzeby kosztem drugiej osoby, to obie strony poniosą tego konsekwencje. Będą krok po kroku oddalać się od siebie i będzie tam coraz więcej trudnych emocji.

O ile mówimy o relacji partnerskiej, to ta współzależność jest dla mnie zrozumiała, natomiast w relacji z dzieckiem trudno mi sobie wyobrazić, żeby brało ono pod uwagę moje potrzeby w równym stopniu co ja jego. Widzę w tej relacji pewną przewagę rodzica, jakiś rodzaj władzy.

Osobiście nie widzę tu sprzeczności – mogę uwzględniać potrzeby dziecka i jednocześnie swoje własne. Przydałoby się tu natomiast wspomnieć o jednym z podstawowych rozróżnień w NVC [Nonviolent Comunication – Porozumienie Bez Przemocy – przyp. Red.] między „władzą nad” i „władzą z”. „Władza nad” („power over”) to czysta dominacja oparta na żądaniach, a „władza z” („power with”) uwzględnia potrzeby wszystkich osób. Oczywiście rodzic jest odpowiedzialny za dziecko, także w sensie prawnym, jest osobą dorosłą. I to właśnie oznacza, że on wybiera, jak będzie swoją władzę rodzicielską sprawował. Na rodzicielstwo można patrzeć jak na formę przywództwa, które możesz budować na autorytecie albo na autorytarności. To ty wybierasz czy jesteś dla swoich dzieci przewodnikiem, który buduje z nimi bliskie więzi, relacje oparte na zaufaniu i kontakcie czy wybierasz pozycję dominacji, rozłączenia pt. „Ja wiem lepiej i powiem Ci, co masz robić”.

Kiedy mówię swojemu dziecku, że musi/powinno posprzątać teraz swój pokój, to stosuję wobec niego przemocowy język?

Zanim odpowiem, chciałabym najpierw zapytać o twoją intencję w danym momencie. Czy jest nią nakłonienie dziecka do zrobienia tego co chcesz? „Musisz” sugeruje, że nie jesteś gotowa na jego „nie”. Jeśli nie uwzględniasz kontekstu drugiej osoby, jej autonomii, w ogóle tego w jakim stanie się znajduje aktualnie (a musi sprzątnąć teraz) i jakie ma możliwości (a może być w wieku, w którym sprzątnięcie całego pokoju przekracza jego możliwości planowania), to choćbyś powiedziała „kochanie, bardzo cię proszę, czy możesz zabrać z podłogi swoje ubrania i powiesić w szafie”, to to nie zbuduje między wami współpracy. Dziecko już wie z doświadczenia, że nawet po takich komunikatach, jeśli czegoś nie zrobi, spotka je jakaś „kara”, choćby niezadowolenie mamy czy jej irytacja.

Ten komunikat powiedział chyba więcej o mnie. O moim wewnętrznym głosie.

Już to dostrzegasz! Główną zasadą non-violence są „cele spójne ze środkami”. Nie zaprowadza się bezprzemocowości przemocowymi metodami, czyli nie zmusza się ludzi nawet do najwspanialszych dla nich rzeczy. Ten proces zaczyna się od rezygnacji z przemocy w stosunku do siebie samego. Od zobaczenia własnego kontekstu, swoich intencji i ograniczeń, traktowania siebie z łagodnością. Marshall B. Rosenberg wprowadził metafory Szakala i Żyrafy na określenie dwóch różnych wizji świata i sposobów komunikowania się. Mamy więc język Żyrafy – język serca, w którym priorytetem jest kontakt. To tu w świadomości pojawiają się spostrzeżenia-uczucia-potrzeby i jest miejsce na prośbę. Język Szakala to język dominacji, dążenia do udowodnienia racji. Zamiast obserwacji są analizy i interpretacje, zamiast uczuć myśli o innych ze wskazaniem winy, które tylko brzmią jak uczucia (np. czuję się zmanipulowana, w domyśle przez ciebie). Szakal nie ma pojemności na odmowę, potrafi tylko żądać. Droga NVC (ang. Nonviolent Communication) to nie do końca „byłem Szakalem i stałem się Żyrafą”. Można przyjąć, że mamy i Szakala, i Żyrafę w sobie, te dwie różne narracje wciąż się w nas odzywają. Proces integrowania ich w sobie polega na tym, że przestaję słuchać swojego Szakala „szakalem” i biczować się za to, że w ogóle jest, tylko zaczynam wsłuchiwać się w potrzeby za nim stojące. Mogę się zaciekawić co jest stoi za krytyką, osądem, który rodzi się we mnie w stosunku do samej siebie?

Najpierw praca nad sobą, a dopiero potem ewentualna zmiana w relacjach, która jest efektem zmiany… w sobie.

Dla mnie osobiście, to, w czym mnie najbardziej wspiera NVC to jest nie tyle to – jak ja mogę np. wpłynąć na zachowania dzieci, bo z tym bywa różnie, tylko na mój własny kontakt ze sobą. Na moje reakcje na to, co się dzieje. Mapa NVC pomaga mi wrócić do siebie, do potrzeb, do źródła. Jakość mojej wewnętrznej komunikacji ma przemożny wpływ na to, jak mówię do innych i jaką jakość relacji to z kolei buduje. Jakościowy kontakt z innymi sam w sobie jest bardzo motywujący, zasmakowawszy tej jakości, tego dostrojenia, chcemy więcej, to jest nasza podstawowa ludzka potrzeba. Narzędziem do budowania takiego kontaktu jest empatia i to jest umiejętność, której można się uczyć i rozwijać przez ćwiczenia, na przykład w kręgach empatycznych, spotkaniach w grupie, w czasie których można doświadczyć obecności drugiej, słuchającej osoby. Nawet nasze ciało nam podpowiada jaki kontakt jest dla nas bardziej korzystny – tam, gdzie nie ma ocen, jest miejsce na autentyczność, czujemy się naprawdę zrelaksowani. Takie spotkania są przyjemnością i odpoczynkiem.

Wróćmy na chwilę do mojego komunikatu, który dotyczył posprzątania pokoju. Jak w nieprzemocowy sposób mogłabym wyrazić potrzebę nauczenia mojego dziecka pewnych zasad? W tym przypadku dbania o porządek i czystość w domu.

Proponuję zacząć od nawiązaniu kontaktu ze sobą. Co widzę? Co podpowiada mi ciało, jak czuję się w tej sytuacji? Jakie potrzeby za tym stoją? O co chciałabym w związku z tym prosić? Mogłoby to być coś w rodzaju: „Kiedy widzę stos brudnych ubrań wokół łóżka, trzy pozostawione w przejściu gry planszowe i kubek z brudną wodą po farbach, ogarnia mnie złość, bo chciałabym odpocząć po pracy w uporządkowanej przestrzeni i mieć swobodę poruszania się po domu. Czy możesz wrzucić ubrania do kosza na pranie, poskładać gry i wylać tę wodę?”.

Marshall B. Rosenberg dużo mówi o potrzebach. O tym, że za każdym zachowaniem stoi jakaś potrzeba. Jaką potrzebę może realizować używanie przemocowego języka?

Tak, każde działanie, nawet ta tragiczna strategia, którą ktoś wybiera, albo po prostu sięga po nią, bo jest najbardziej dostępna, jest sposobem na zaspokojenie jakiejś potrzeby. Ta potrzeba nie musi być uświadomiona. Zobacz, że my jako rodzice też często stosujemy tragiczne strategie, ale stoi za tym coś pięknego za czym tęsknimy. Możemy poszukać co to i zawsze dotrzemy do jakiejś ważnej potrzeby.

Podasz jakiś przykład?

Np. jak poganiamy dzieci rano, szykując się do wyjścia do przedszkola czy szkoły. To jest koronny przykład, kiedy może pojawić się dużo żądań. Tam nie ma gotowości na „nie” albo na „nie teraz”, tylko ma być teraz, „bo ja tak mówię”, „bo jest za pięć ósma” i tak dalej. Padają też różne słowa, których byśmy nie powiedzieli bez presji, bez stresu, z którym ta okoliczność jest związana. „Nie wierzę, że jeszcze nie założyłaś tej kurtki”, „Czy nie powiedziałam Ci już trzy razy o skarpetkach?”. Na chłodno – według mnie to nie są szczególnie skuteczne komunikaty. Jaka potrzeba za nimi stoi? Łatwości, dotrzymywania umów, spójności, bezpieczeństwa emocjonalnego i komfortu? Potrzeba współpracy, współdziałania? Często strategie, które obieramy, nie służą relacji. Dziecko coraz bardziej odmawia współpracy, kiedy my ciśniemy, ale jest szereg potrzeb, które stoją za tym zachowaniem. My sięgamy po taką strategię jaka jest dostępna dla nas w danym momencie, na jaką starcza nam zasobów. Problem sprowadza się do dbania o nie.

Co z dyscypliną? Nauką takich umiejętności, jak: bycie na czas, organizacji czasu itp.

Jasne, życie stawia przed nami różne wymagania…Pod pojęciem „dyscyplina” można tak wiele rozumieć. W Porozumieniu Bez Przemocy na pierwszym miejscu jest connection – kontakt, połączenie dopiero potem jest ewentualnie correction – dążenie do zmiany, naprawa. Czyli najpierw połączenie z życiem – z własnymi potrzebami, uczuciami i potrzebami dziecka, a dopiero później szukanie rozwiązań, jak działać. Jak dziecko ma już doświadczenie bycia zrozumianym, to te strategie rozwiązania czasem wyłaniają się same. Na pewno dziecko ma większą szansę czuć się częścią tych rozwiązań, gdy zostanie wysłuchane. Wiesz, to nie jest już tak, że dla dziecka narzucone są jakieś zasady z góry i my ciągle – jako rodzice je egzekwujący – doświadczamy oporu. I to oporu coraz większego, dodatkowo swojej własnej frustracji w związku z tym…To zaczyna się robić bardzo trudne. A jeśli zaczynamy od relacji to kontakt sam w sobie jest wewnętrzną nagrodą, choć bardziej pasuje tu określenie „dar”. Bo więź ma dwie strony. My również jej pragniemy jako rodzice, nie tylko potrzeby dziecka są tu zaspokajane.

A co jeśli mamy sprzeczne ze sobą potrzeby? Ja mam potrzebę bycia na czas w przedszkolu, a moje dziecko, dokończenia swojej zabawy?

Klasyk! Jednym z założeń NVC jest to, że to nie potrzeby wchodzą w konflikt tylko strategie. A strategii jest nieskończenie wiele. Jeśli jest taka sytuacja, że dziecko się teraz bawi czymś i ja mówię: „odłóż to proszę, czas wyjść teraz do szkoły/przedszkola”, ono nie chce przestać, to ja mogę cisnąć, żeby to zostawiło, ale też mogę spróbować zastosować inną strategię i może zaproponować zabranie tej zabawki do samochodu, a później włożenie jej do szafki w przedszkolu, jeśli to nie jest dzień zabawkowy. Trochę mi się otwiera umysł na więcej sposobów niż do tej pory. Może dziecko samo ma pomysł na rozwiązanie, które mogłoby być dla mnie zaskakujące i jednocześnie do przyjęcia. Jeśli jakiś problem się często powtarza (np. spóźnianie na lekcje), może jest jakieś niedopasowanie pomiędzy możliwościami dziecka, a wymaganiami jakie mu stawiamy (i sobie!). Może inaczej jesteśmy w stanie zaplanować poranki, może włączyć dziecko w to planowanie, co po czym robimy. NVC zaprasza do spotkania z żywą sytuacją, a nie układania sobie zasad w głowie.

Na takie kreatywne podejście w wychowaniu trzeba mieć zasoby. A rodzicielstwo to często nieprzespane noce, brak sił, przebodźcowanie i przemęczenie.

Jestem pełna uznania dla ludzi, którzy podejmują trud wychowania dzieci. I właśnie w tak trudnych warunkach warto postawić na kontakt ze sobą i korzystać ze wsparcia jakie daje NVC. Wielu rodziców wie, że bycie długo głuchym na swoje potrzeby ma wpływ na jakość kontaktu ze sobą samym, ale i współmałżonkiem, i dziećmi. NVC pomaga łapać dystans do automatycznych, nawykowych, nieświadomych reakcji. Uczy uważności, bycia w „tu i teraz”, przy sobie. Kiedy, jako mama, która nie stosuje na co dzień kar, zaczynam nerwowo mówić do moich dzieci „Jeśli nie posprzątacie tych zabawek, to nie myślcie, że obejrzymy wieczorem film”, to wiem, że ten komunikat jest o mnie – o moim zmęczeniu, o tym, że moje zasoby się wyczerpały i potrzebuję teraz zająć się sobą. W takim stanie aktywacji, „wkurzu”, sprawy toczą się błyskawicznie, przy minimalnym udziale woli. Gdy widzę, że skupiam się tylko na korygowaniu zachowań, albo wygłaszam komunikaty w stylu „oczywiście, to ja jak zawsze muszę zrobić”, to też dla mnie znak, żeby szukać wsparcia. Poprosić męża, żeby jakoś mnie wsparł w szukaniu możliwości zregenerowania sił albo umówić się z koleżanką na rozmowę empatyczną. Bo to jest o mnie.

Domyślam się, że mąż nie zawsze jest blisko i ta potrzeba nie może być aktualnie zrealizowana. Co wtedy?

Szukam innych sposobów. Ale też uczę się odpuszczania. Tego, że teraz nie umiem znaleźć dobrego sposobu i jakieś potrzeby pozostają na ten moment niezaspokojone. Smutek prowadzi mnie do niezaspokojonych potrzeb. Opłakuję je. Lubię zapraszać kogoś do tego opłakiwania, dzielić się też tym czego mi brak. To są piękne chwile, bardzo wspólnototwórcze.

W jaki sposób proponujesz zacząć wprowadzać zasady Porozumienia bez Przemocy do swoich relacji?

Wydaje mi się, że na początek najważniejsze jest zauważanie, że w moich myślach pojawiają się oceny. Że dana myśl to nie czyste spostrzeżenie. Jeśli to zauważasz – to już jesteś na tej drodze. Oddzielasz się od tego, to traci swoją moc. Zaczynasz uświadamiać sobie intencje, podejmować bardziej świadome decyzje przed wejściem w działanie. Można tak widzieć drogi Szakala i Żyrafy, że szakal to nawyk, automatyczna reakcja a żyrafa to świadome działanie, za którym jest wybór i które jest zgodne z moimi intencjami, realizuje te intencje. Uczyć się tylko zauważać to, co się dzieje. Być w kontakcie z chwilą obecną, a nie we własnych procesach myślowych, interpretacjach, domysłach. Mieć odwagę nie wiedzieć.

Dorota Czajkowska – psycholog, miłośniczka „Porozumienia bez przemocy wg M. B. Rosenberga”, prowadzi warsztaty komunikacji empatycznej, żona i mama.
Zobacz więcej na: https://empatiazempatii.pl/

Podobne posty