Nierozerwalni > Dziecko > O przepraszaniu

O przepraszaniu

single image

Różnica między „przepraszam, ja…” a „przepraszam, ty…”

W naszym codziennym słowniku, pełno jest wyrażeń typu „przepraszam, nie chciałam się unosić”, „przepraszam, zrozum mnie, krzyczałem, dlatego że…”, „przepraszam, po prostu mi się przelało, jak rano to, a później tamto, to ja już nie wytrzymuję!”… Wszystkie te wypowiedzi mówią o nadawcy/ nadawczyni komunikatu. Zupełnie nie odnoszą się do przeżyć dziecka, które doświadczyło lęku, zerwania więzi, które się przestraszyło. Przetłumaczając to na język intencji rodzica, dziecko słyszy „tak nie miało być, zrozum to i pamiętaj, że miałam/em swoje powody”. A czego potrzebuje dziecko? No nie tego! Dziecko potrzebuje bycia zauważonym w tym, co się wydarzyło DLA NIEGO.

Różnica polega na tym, że w rozmowie albo jesteśmy „u siebie”, mówimy o sobie, co się u nas wydarzyło, jak nam jest, jak się czujemy lub czuliśmy. Jedziemy po swoim pasie. Jeśli komuś jest trudno, potrzebuje być widziany. Wielokrotnie mówię i piszę o tym, że to my jesteśmy odpowiedzialni za dziecko, za towarzyszenie mu. Jesteśmy dla niego przewodnikami po świecie, także jego wewnętrznym. To, co pomoże dziecku, to nazwanie tego, co dzieje się U NIEGO. Powiedzmy:
– „pewnie się przestraszyłeś, jak krzyczałam”,
– “trudno ci było, jak trzasnąłem drzwiami, to przykre uczucie bać się taty, prawda?”
– “było ci bardzo trudno, jak płakałam i krzyczałam, nie wiesz wtedy co się dzieje i boisz, się”

To jest towarzyszenie, którego dziecko potrzebuje. Wie, że jest widziane, wie, że to co się z nim dzieje jest naturalne – w tym znaczeniu, że to jest ok, co się dzieje, jest to przykre, ale to nie jest coś, co trzeba ukrywać, czego trzeba się bać.

Cykl reakcji stresowej

Co czuje dziecko, gdy krzyczymy? Strach. Przede wszystkim strach, bardzo często też niezrozumienie. Strach sprawia, że maluch zamiera, czyli jego pień mózgu wybiera jedną z trzech reakcji ochronnych. Rodzic zamknięty w swoich emocjach lub raczej owładnięty nimi, bo to one przejęły kontrolę staje się z opiekuna – zagrożeniem. Lub zagrożone jest bezpieczeństwo dziecka, bo kto się ma opiekować, skoro rodzic teraz krzyczy? Jakkolwiek to zabrzmi, dla dziecka jest to lęk o przetrwanie. Bardzo pierwotny i priorytetowy. Naszym zadaniem jest przetrwać, a dziecko wie, że bez towarzyszenia rodzica nie przetrwa. Może zareagować zamrożeniem, emigracją wewnętrzną –  chowam swoje „ja”, bo na zewnątrz nie jest bezpiecznie.

Może „odpalić się” cykl reakcji stresowej, ucieczka, zamrożenie lub walka. Cykl reakcji stresowej rządzi się swoimi prawami i kluczowe jest wystanie przy dziecku i opieka nad nim, gdy jest w stresie. Zachowuje się wtedy tak, jak małe przestraszone zwierzątko. Gryzie, kopie, ucieka lub jak żuczek, udaje, że go nie ma.

Cykl reakcji stresowej składa się z trzech faz. Początek, środek i zakończenie. Wyrzut adrenaliny, walka, ucieczka lub zastygnięcie i „bezpieczna wioska”, czyli tulenie i płacz.
Przekładając na „język dziecka”, najpierw wścieka się, że czegoś zabraniamy, czegoś nie ma, a chce mieć, lub coś jest mu narzucone (faza pierwsza). Wścieka się i bije, kopie, gryzie (wtedy już na pewno nie dostanie tego, czego potrzebuje, bo rodzicowi jest szalenie trudno z takim zachowaniem u dziecka) lub ucieka czy zamraża się (faza druga). Następnie przychodzi i się przytula, popłacze a nierzadko zaśnie w ramionach. I to jest zamknięty cykl reakcji stresowej.

Zupełnie inaczej jest u dorosłych, choć „powinno” być tak samo. Dorośli nie pozwalają sobie na fazę drugą i trzecią. Mają tylko wyrzuty adrenaliny, pozostałe swoje reakcje hamują (przecież nie można krzyczeć – choćby się chciało i tupać czy kopać (a nierzadko mamy ochotę), nie przytulamy się też do bliskich, żeby wypłakać nasze napięcie i smutki (to ewidentnie by się przydało, dzięki temu nie mielibyśmy tyle napięcia w ciele i nie prowokowalibyśmy sprzeczek z kim popadnie). Dorośli rozładowują swoje napięcia raczej spontanicznie, alkoholem, sportem, sprzeczaniem się, zbyt szybką jazdą samochodem i, niestety, krzyczeniem na dzieci. Warto znaleźć sobie sposób by „wyrzucić” z siebie napięcie, krzyknąć sobie, tupnąć, uderzać w kierownicę, ponapinać mięśnie na 10 sekund i puścić. Wtedy jest szansa na to, że “nie przeniesiemy” napięcia na innych.

A jak ta wiedza teoretyczna może nam pomóc przy krzyczącym dziecku? Wiedza, że jest to naturalny proces biologiczny (nie przeciwko nam) i że się kończy przytulaniem i bliskością bardzo pomaga wystać. Cóż, nie ma co walczyć z fizjologicznym procesem pnia mózgu i próbować go zahamować:-)

W trakcie reakcji stresowej nie ma sensu wyprowadzać najbardziej nawet racjonalnych argumentów, możemy tylko być i gwarantować bezpieczeństwo. Jeśli nam się „odpali”, pójdźmy sobie krzyknąć. Powiedzmy do dziecka „jestem zezłoszczona, to nie dotyczy ciebie idę sobie krzyknąć, jak wrócę to cię przytulę. Jestem dorosła i o siebie zadbam”. Jeśli jesteśmy napięci, a będziemy udawać przed dzieckiem, że jest wszystko ok, to ono podprogowo i tak czuje, że dzieje się coś trudnego i samo staje się napięte. Pamiętacie momenty, kiedy macie już dość a wasze dziecko wam dokłada? Tak, właśnie wam pomaga, byście wybuchnęli i domknęli cykl reakcji stresowej. Dzieci są jak papierki lakmusowe, pokazują nam co się w nas dzieje. Zadbajmy, by domknąć swój cykl reakcji stresowej w sposób, który nie rani nikogo, łącznie z nami samymi.

Jeśli towarzyszyliśmy dziecku w jego cyklu, możemy mu potem powiedzieć, że tak to jest, że jak się bardzo przestraszymy i zdenerwujemy, to czasami nie mamy wpływu na to, co wyrabia nasze ciało. Ważne, by dziecko nie wpadło w poczucie winy, bo nas kopało i wyzywało. Powiedzmy „było trudno, kopałeś i mówiłeś przykre rzeczy, wiem, że było ci trudno. Następnym razem spróbujemy tupać, zamiast kopać kogoś i krzyczeć „aaaa” zamiast mówić przykre rzeczy. To jest tak, jak z chodzeniem, potrzebujemy treningu. I pamiętaj, że bardzo cię kocham”.

Podobne posty